Moje włosy nigdy nie były gęste i grube, zawsze miałam mysie ogonki, choć starałam się o nie dbać.
Kiedyś nawet udało mi się zapuścić je poniżej talii ale zapuszczanie ich trwało 10 lat ;)
Ostatnimi laty włosy wypadały coraz bardziej (o czym pisałam m.in
tu ), tylko po myciu traciłam ich grubo ponad 300 a ile w ciągu całego dnia, to nie mam pojęcia.
Wiosną zeszłego roku została mi ich jakoś 1/3, miałam ogromne zakola i pod każdym kątem było widać skórę głowy.
W lutym nastąpiło u mnie załamanie zdrowotne - mdlałam, miałam palpitacje, tętno skakało u mnie do 220 przy powolnym chodzeniu, marzłam na kość i nie potrafiłam się rozgrzać nawet pod dwiema kołdrami itd.
Lekarz stwierdził u mnie anemię choć
wyniki morfologii miałam w normie.
Okazało się, że mam duży niedobór żelaza ale badanie które zlecił lekarz to nie było badanie żelaza we krwi (króre jest zupełnie niemiarodajne i pokazuje poziom żelaza który krąży we krwi np. po ostatnich posiłkach a poziom ten może być zupełnie inny zakilka godzin, bo żelazo to zostanie gdzieś zużyte lub utlenione i wydalone z organizmu) tylko poziom
ferrytyny, które to badanie choć ciągle niedoskonałe, pokazuje coś co nie zmienia się tak szybko, nazwijmy to w skrócie i uproszczeniu zapasami żelaza w organizmie.
Moje zapasy pomimo moich usilnych starań były zupełnie wyczerpane.
Zaczęłąm suplementować żelazo na początku marca, w wysokich dawkach przepisanych przez lekarza (69mg dwa razy dziennie podczas gdy dawka w zwykłych suplementach to maximum 14mg).
Po pierwszych dwóch tygodniach suplementacji zauważyłam niewielką różnicę w samopoczuciu - otóż byłam w stanie po jakimś czase rozgrzać się pod dwiema kołdrami, dawałam też radę wyjść z łożka i odprowadzić dzieci na autobus do szkoły, choć tętno dalej skakało pod niebiosa. Nie dawałam rady jednak prowadzić samochodu i pracować.
Po niecałych 3 miesiącach żelazo od lekarza się skończyło a ja nie odczuwałam poprawy w samopoczuciu, zamówiłam więc więcej żelaza w podobnych dawkach i brałam dalej bez przerw.
W końcu po 6 miesiącach suplementacji wysokimi dawkami żelaza zaczęłam odczuwać rónicę w samopoczuciu, pojawiły się też pierwsze baby hair a wypadanie się zmniejszyło.
Przez ostatnie 4 miesiące obserwowałam jak czupryna się zagęszcza i zakola mniejszają. Moja kitka to w dalszym ciągu mysi ogonek bo nowe włosy mają od kilku mm do ok 4 cm ale przynajmniej paskudne prześwity zniknęły.
Żelazo biorę dalej choć już w nieco mniejszych dawkach i kilka razy w tygodniu, bo mam też inne rzeczy do uzupełnienia a branie żelaza bardzo utrudnia wchłanianie niektórych witamin i mienrałów, jednak nie mogę przerwać suplementacji bo przyczyna nie została przez lekarzy zdiagnozowana.
Dlaczego to piszę?
- bo może ktoś ma podobną sytuację i ten post pomoże zdiagnozowac problem
- żeby pokazać, że czasem potrzeba dużo czasu i cierpliwości bo nawet wysokie dawki nie spowodują zmiany w kilka dni czy tygodni
- bo mam zamiar temat nieco rozinąć i napisać jak interpretować wyniki badań krwi jeśli podejrzewamy u siebie anemię oraz dlaczego wynik w "normie" nie zawsze oznacza, że wszystko jest w porządku.
PS. dodam tylko, że problem nie leży u mnie w diecie, co nawet sam pan doktor przyznał, że dieta świetna, co z tego, skoro straty przeogromne.